poniedziałek, 19 maja 2014

Rozdział III

Kiedy zobaczyła Marca, poczuła wielką złość. Znowu przygwoździła go do ściany.
- To nie moja wina, że przez twoje chore zabawy jestem tu gdzie jestem - syknęła i odwróciła się w stronę innych - Nikt Wam nie każe mi pomagać, mogę sama wrócić do domu! - odwróciła  się i wybiegła przed Dom.
- Malia - ktoś chwycił ją za rękę, znowu miała łzy w oczach - Nie możesz odejść - powiedział Oliver. Zaśmiała się z goryczą.
- Ty też chciałeś się mnie pozbyć - wyrwała rękę.
- Wiesz chociaż w którą stronę jest miasto? - zapytał.
- Nie - burknęła - Ale wolę się zgubić niż siedzieć tutaj - spuściła wzrok - Na pewno nie chcę być niepotrzebna.
- Nie jesteś nie potrzebna - wydawało się jej, że mówi to szczerze, ale i tak  nie uwierzyła.
- Ta - popatrzyła na niego z politowaniem - Sam w to nie wierzysz. Słyszałam co mówiłeś - machnęła ręką - Słyszałam wszystkich.
- Nie dasz sobie rady sama - przekonywał.
- Po prostu mnie zostaw - powiedziała głosem nie znoszącym sprzeciwu. Oliver odszedł z miną zbitego pieska. Odwróciła się tyłem do budynku i rozejrzała się. Myślała, w którą stronę powinna pójść.
- Malia - znowu ktoś próbował ją przekonać do zostania. Tym razem był to Jake - Nie możesz uciec.
- Nie uciekam - pokręciła głową - Odchodzę - powiedziała z naciskiem - To różnica - odwróciła się do niego - Możesz mi powiedzieć, w którą stronę jest Montgomery.
- Naprawdę masz zamiar odejść z powodu tych ciołków? Oni nie mają w tej sprawie nic do powiedzenia. Zostajesz i tyle.
- Chcę wrócić do cioci i Niny, to nie jest moje miejsce to - zawahała się - Nie chcę się wcinać w wasz świat.
- Erici i Olivera też na początku nie chcieli. Też ich przekonywałem - powiedział - I dobrze na tym wyszli.
- Nie macie pojęcia jak długo nie mogłam stanąć na nogach, żyć normalnie - powiedziała dość cicho - A teraz kolejny raz coś próbuje mi to zepsuć - westchnęła - Chcę stabilności. Nie mam zamiaru być kulą u nogi - wypuściła powietrze.
- Tylko, że ty już nie możesz żyć normalnie. Jesteś wampirem i wilkołakiem... i cholera wie czym jeszcze. Jesteś bardzo potrzebna - Jackson wyciągnął do niej rękę, aby weszła z nim do środka. Wiedząc, że nie ma właściwie szans na ucieczkę, bo nie zna okolicy, a po za tym oni nie dadzą jej spokoju, w końcu zgodziła się
- Obym tego nie żałowała - westchnęła. Poszła do jadalni, Evan ją zaprowadził. Zadzwoniła do cioci i powiedziała jej o tym, że odchodzi, wyjeżdża do innego miasta i tym podobne ściemy, Ninie powtórzyła to samo. W końcu mogła odłożyć słuchawkę. Popatrzyła na stojących przed nią chłopaków - Szczęśliwi. Nie mam ubrań musimy po nie pojechać - prychnęła - Nie macie pojęcia jak Was nienawidzę.
- Jeszcze nas pokochasz - zaśmiał się Evan. W tej chwili do jadalni weszła Erica - A ją najbardziej - spiorunowała go wzrokiem i nalała sobie czegoś czerwonego do szklanki.
- To k-krew? - zapytała Malia.
- Oczywiście, że nie - powiedziała z sarkazmem Rica - To woda z barwnikiem - przewróciła oczami.
- To co z ubraniami? - próbowała nie zwracań uwagi na czarnowłosą. Ogólnie sama się dziwiła, jak łatwo na to wszystko się zgodziła. Na zostanie  tym Domu.
- Jutro po nie pojedziemy - odpowiedział Jake - Dzisiaj Milana pożyczy Tobie jakąś bluzkę - Malia zmarszczyła brwi niewiedząc kim jest ta Milana, ale dość szybko się zorientowała, że chodzi o Ericę, która zrobiła się czerwona na twarzy i ścisnęła tak mocno szklankę, że ją rozbiła. Rudowłosa cofnęła się o krok. Słychać było syk uchodzący z Erici. Kiedy spuściła z siebie powietrze, znowu nabrała normalnego koloru. Wyglądała jakby nic się nie stało.
- Nie licz na mnie - warknęła wychodząc.
- Właśnie naraziłeś nas na przynajmniej tydzień terroru - powiedział Collin do Jake.
- Oliver - powiedział Jake - Daj jej jakąś koszulkę i spodenki do spania - odwrócił się w stronę Malii - Widocznie nie możemy liczyć na Ericę, ale on da Tobie coś do spania - koło niej stanął właśnie Oliver z ubraniami - Evan dziś twoja kolej - i właściwie nie wiadomo, kiedy szła razem z Evanem do swojego, jak się okazało, pokoju.


OCZAMI MALII
Weszłam do swojego pokoju. O dziwo, nie był to ten, w którym się obudziłam. Ten był ładniejszy.
- OK - odwróciłam się w stronę Evana - Możesz już iść.
- Nie mogę - zaśmiał się, jakby to było śmieszne.
- Umiem się umyć i założyć spodenki - odsunęłam się od niego jeszcze dalej - Przysięgam - próbowałam to powiedzieć z powagą na ustach.
- Ja tu zostaję całą noc - powiedział nadal rozbawiony Evan.
- Niby po co? - uniosłam jedną brew.
- Jakby coś się działo - odpowiada. Wzdycham.
- Dobrze - idę prawdopodobnie do łazienki. Na półce, jest szampon, jakaś odżywka, balsam, mydło, żel pod prysznic, szczoteczka do zębów, pasta, szczotka do włosów i multum innych kosmetyków do twarzy i ciała. Weszłam pod prysznic i zaczęłam sobie cicho podśpiewywać.
- Ładnie śpiewasz, ale możesz jeszcze trochę poćwiczyć - dobiegł mnie głos zza drzwi. Zaczerwieniałam się. Zapomniałam, że on ma dobry słuch. Szybko się ubrałam w ciuchy Olivera i wyszłam z łazienki.
- Chcesz wysuszyć włosy? - pyta Evan.
- Nie chce mi się - siadam na łóżku - A ty nie chcesz się wykąpać?
- Biorę prysznic zawsze rano - siada na krześle naprzeciwko.
- To gdzie będziesz spał? - pytam. Wzrusza ramionami.
- Na krześle.
- Chyba nie będzie Ci zbyt wygodnie - stwierdzam i uśmiecham się - Możesz spać obok mnie - sama nie wiem czemu to zaproponowałam - Tylko weź jakiś koc, bo kołdrą się nie podzielę.
- No coś ty - śmieje się - Nie będę spał z tobą.
- Spoko - macham ręką - Nic się nie stanie - chłopak wzdycha i siada obok mnie. Oboje opieramy się o ścianę.
- Na pewno? - pyta i kiwam głową.
- Pić mi się chce - mówię.
- To pragnienie - mówi.
- Jaką ty widzisz różnicę?
- Pragnienie krwi, młode wampiry powinny ją pić co jakieś dwie godziny maksimum - wybiega z pokoju i dwie sekundy potem wraca z dzbankiem pełnym krwi. Wzdycham - Przyzwyczaisz się.
- Do picia krwi? - pytam z niedowierzaniem.
- Tak, to... normalne - parskam śmiechem.
- Ale ja jestem też wilkołakiem - mówię - To nic nie zmienia?
- Zmienia dużo - podaje mi szklankę z cieczą - Potrzebujesz jej zapewne więcej - wypijam. Siada znowu obok mnie - Wiem, to na początku wydaje się chore, niewiarygodne i tak dalej.
- Żebyś wiedział jak bardzo - westchnęłam - Ile ty w ogóle masz lat?
- 21.
- Serio? Jesteś nie wiele starszy ode mnie.
- Właściwie to o wiele więcej, ale kiedy mnie ugryziono miałem 21, więc jakby czas stanął.
- OK, to może inne pytanie - mówię - O co chodzi Erice?
- W sensie?
- Ona mnie nie lubi
- Ona cię nienawidzi - Evan parska śmiechem.
- Dzięki  - udaję obrażoną i odwracam się lekko.
- Wiesz, powiem Ci jedno, nie zbliżaj się do Olivera - mówi cicho, jakby bał się, że ktoś usłyszy. Właściwie przecież ktoś mógł nas usłyszeć - To jej chłopak - przez chwilę zapada cisza, ale znowu zaczynamy rozmawiać. Evan opowiedział jak on dwa lata temu przyłączył się do stada. Wcześniej był w innym. Dał mi kilka wskazówek dotyczących Erici i że ma na imię Milana, ale lepiej się do niej tak nie zwracać. Ja też mu powiedziałam parę rzeczy o sobie, oczywiście nie typu próba samobójcza. Mówił, że kiedy ktoś go ugryzł, dla niego to był po prostu szok i długo się z tym oswajał. Dowiedziałam się też, że skończył psychologię i coś jeszcze, ale nie pamiętam.
- Nienawidzę, kiedy ktoś myśli, że jestem słaba - mówię ziewając - Wiem, że jestem drobna i tak dalej, ale nie jestem słaba - przytaknął i po chwili już spałam.

Czuję, że jest otwarte okno. Myślę, że niedaleko jest jakieś jezioro, gdyż czuję jego zapach. Podnoszę się do pozycji leżącej i przez chwilę zapominam o tragedii minionych dni. Napawam się tym porankiem. Po chwili orientuję się, że nie ma obok mnie Evana, ani nigdzie w pokoju. Rozglądam się przez chwilę, po czym z hukiem wchodzi do pokoju Collin i Oliver.
- Pora wstawać Śpiąca Królewno - wykrzykuje Collin - Przynieśliśmy ci ciuchy - rzuca mi na pościel bieliznę sportową i jakieś męskie dresy. Oliver podaje mi szklankę z krwią.
- Pewnie chce ci się pić - wreszcie ktoś nie nazywa tego pragnieniem. Wypijam.
- Która godzina? - przeciągam się.
- 5: 45 - odpowiada Collin.
- Dlaczego mam wstawać tak wcześnie? - prawie wykrzykuję.
- Trening - odpowiadają zgodnie. Ospale schodzę z łóżka i kieruję się do łazienki. Po pięciu minutach wychodzę uczesana w zwykłego kucyka i ubrana w dresy. Wychodzimy przed dom.
- Na początek przebiegnij 40 razy dookoła domu - mówi do mnie Collin - A i nie wolno ci używać mocy.
- Chyba sobie żartujesz - parsknęłam - Nie żartujesz?
- Nie - odzywa się Oliver, a ja wydaję z siebie zduszony jęk i zaczynam truchtać.




Przepraszam, że długo nie dodawałam, ale dostałam nowe książki i się zaczytałam ;)
Ogólnie wiem, że rozdział nie jest zachwycający, ale zabrakło mi weny. Przepraszam.

1 komentarz:

  1. Rozdział nie jest taki zły :) mam nadzieje, ze kolejny bd jeszcze lepszy :3

    www.always-with-you-sweetheart.blogspot.com zajrzyj jakbyś chciała :) może akurat się spodoba :)

    OdpowiedzUsuń