piątek, 18 kwietnia 2014

Prolog

13 czerwca 2009

- Nie ma dyskusji - ojciec pociągnął Malie za ramię. Ta wsiadła na tylne siedzenie auta - Czemu ty jesteś tak dziecinna?!
- Bo mi na nic nie pozwalacie - krzyknęła, a ojciec zapalił samochód.
- Malia - mama spróbowała położyć dłoń na jej, ale ta ją wyrwała - Mieliśmy swoje powody.
- Podaj mi chociaż jeden - machnęła ręką.
- Oni mają po 15-17 lat, a ty 14 - ojciec zacisnął ręce na kierownicy.
- Było kilka osób w moim wieku - założyła ręce na piersi - Nie macie pojęcia jaki to wstyd, kiedy rodzice zabierają cię z imprezy roku! To był zaszczyt, że mnie zaprosili! Jesteście okropni!
- Uspokój się, wyjdzie ci to na dobre - mówił poddenerwowany tata.
- Na pewno - zakpiła - Jezu, jest tylu rodziców na świecie, a ja trafiłam na was! Jesteście najgorsi!
- Nie mów tak, bo kiedyś będziesz żałowała - powiedziała łagodnie mama. Ona zawsze to mówiła, kiedy w jakiś sposób ich obrażała. Malia nie mogła powiedzieć, że byli źli, ale surowi.
- Jak tylko wrócimy do domu masz szlaban na miesiąc - odchrząknął ojciec.
- Co ja jestem, dziecko?!
- Tak - krzyknął. Dziewczyna poczuła przeszywający ból i jakby zasnęła.

- Matko - westchnęła. Nie mogła otworzyć oczu, słyszała regularne pikanie i czuła specyficzny zapach. Szpital. Za siódmym podejściem otworzyła powieki - Oj - światło ją oślepiło. Zobaczyła, że jest podłączona do... czegoś. Podniosła się z wysiłkiem i rozejrzała. Była bardzo słaba  - O cholera - noga ją zabolała. Była sama w pomieszczeniu.
- O obudziłaś się - do pokoju weszła pielęgniarka - Zawołam doktora - Po chwili wszedł do sali prawdopodobnie doktor. Miał na oko 30 lat, może trochę mniej.
- Co się stało? - zapytała zaspanym głosem Malia.
- Jestem doktor Blue. Co ostatnie pamiętasz? - wyciągnął długopis.
- Kłóciłam się z rodzicami i... nic. A gdzie oni są? - zmarszczyła brwi.
- Mieliście wypadek samochodowy, a rodzice leżą w innej sali.
- Co?! Ałaa - złapała się za nogę.
- Może cię boleć, bo masz ją złamaną - powiedział spokojnym głosem.
- Co z rodzicami? - denerwowała się o nich.
- Teraz skup się na swoim zdrowiu...
- Nie! Ja chcę wiedzieć co z nimi!
- Uspokój się - powiedział spokojnie - Masz kogoś kto mógłby się tobą zaopiekować?
- A czemu rodzice nie mogą?!
- Masz?
- Do cholery jasnej! Co z moimi rodzicami?! Jest z nimi aż tak źle, że nie chcesz mi powiedzieć? - zorientowała się, że powiedziała do lekarza ty - Przepraszam - mruknęła.
- Nic się nie stało. Dajcie jej coś na uspokojenie.
- Nie! - oburzyła się - Nic nie potrzebuję...
- Cała się trzęsiesz - wskazał na jej ręce. Rzeczywiście jej dłonie trzęsły się jak... nie wiem co. Popatrzyła na swoje nogi i dopiero teraz zauważyła, że noga, która ją boli jest w gipsie. Zaświeciła jej się czerwona lampka.
- A rodzice są nieprzytomni? - mówiła to bardziej do siebie - Przecież musi być z nimi bardzo źle skoro oni nie mogą panu powiedzieć czy mamy kogoś kto się mną zaopiekuje - popatrzyła mu w oczy - Prawda? Jest z nimi źle?
- Malia - położył dłoń na jej kolanie - Czy możesz do kogoś zadzwonić?
- Pierw chcę zobaczyć rodziców - była stanowcza, ale w środku się trzęsła, w końcu to chyba przez nią mieli wypadek. Doktor westchnął.
- Dobrze, ale ostrzegam cię, że leżą nieprzytomni na OIOM'ie - dziewczynie zbierały się łzy w oczach. Westchnęła.
- Dobrze - chciała się podnieść, ale zapomniała o kroplówce. Pielęgniarka odczepiła rurkę i poszła o kulach do sali gdzie leżeli rodzice.
- Mamo - wyszeptała i usiadła na metalowym krzesełku obok niej - Przepraszam - łza popłynęła jej po policzku - Ona się obudzi? - zwróciła się do pielęgniarki. Widać, że była zakłopotana tym pytaniem.
- Jest szansa - uśmiechnęła się kobieta. Miała coraz większe wyrzuty sumienia.
- Malia - zawołał doktor - Podasz nam jakiś kontakt?
- Mam tylko ciocie - powiedziała trzymając rękę mamy - A gdzie jest tata?
- Na operacji - odpowiedział - Masz numer albo coś?
- W moim telefonie - w tym momencie zauważyła, że jest w piżamie szpitalnej, a nie w swoim ubraniu z imprezy - Macie go?
- Doktorze pacjent na operacji się zatrzymał - jakaś kobieta przybiegła po doktora.
- Poczekaj tu - rzucił w stronę Malii. Dziewczyna wiedziała, że to jej tata, czuła to. Zaczęła płakać. Po około godzinie jej ciocia przyjechała. Wyszła z sali do niej i zauważyły idącego w ich stronę doktora.
- Dobrze, że pani już jest, bo mam wam coś złego do przekazania - w ten sposób dowiedziały się, że tata nie żyje. Malia pomimo głośnym protestów, płaczu, krzyków musiała wrócić do swojej sali. Kiedy doktor kontrolował jej wyniki pielęgniarka zawołała go do jej mamy. Kiedy dowiedziała się, że jej mama też umarła dali jej dużą dawkę leków na uspokojenie, więc nie za wiele pamięta z tamtego dnia, tylko ból związany z utratą dwóch bliskich osób i to z własnej winy. Po dwóch tygodniach wyszła ze szpitala, zamieszkała z ciocią i co tydzień chodziła do psychologa. Niby pomagał, ale nie za bardzo. Przejść przez to pomogła jej też Nina.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz